No to chyba możemy oficjalnie ogłosić, że wieść gminna o naszej fachowości niesie się po okolicy szybciej niż plotki o nowym sołtysie. Ostatnio nasz firmowy busik, pieszczotliwie nazywany "Mobilną Bazą Wygładzania Rzeczywistości", kursuje w rejonie Błonia częściej niż spóźnione pociągi. A skoro o Błoniu mowa, to nasze ostatnie wojaże zaprowadziły nas ciut na południowy-zachód od tej urokliwej miejscowości – prosto do Bieniewic!
Zacznijmy od tego, że nasi klienci z Bieniewic, to ludzie o dobrym guście i, co ważniejsze, o jeszcze lepszym poczuciu humoru. Ich misją, a naszą oczywiście do wykonania, było przekształcenie łazienki w coś więcej niż tylko miejsce porannych ablucji. A salon? Ten miał odzyskać blask, którego pozbawiło go życie (i być może parę imprez).
Łazienka w stylu "Spa na miarę moich zasobów"
Łazienka to zawsze wyzwanie. Mała przestrzeń, dużo elementów, zero miejsca na pomyłki. Ale my lubimy wyzwania, zwłaszcza te, po których można z dumą powiedzieć: "I tak właśnie robi się cuda!". Wyburzanie starych kafelków to zawsze taki moment zen, kiedy można bezkarnie używać młotka i czuć się jak Hulk (oczywiście w rękawicach ochronnych i z okularami, bo bezpieczeństwo przede wszystkim!).
Potem zaczęła się zabawa w puzzle: nowe płytki, fugi, podtynkowe cuda, żeby bateria była tam, gdzie ma być, a nie gdzie jej się podoba. Były chwile zwątpienia (głównie u nas, bo klient z kamienną twarzą prosił o "jeszcze tylko taką małą półeczkę na mydło, co to właściwie sama się zamontuje"), ale efektem końcowym jest łazienka, która spokojnie mogłaby służyć za tło do reklamy ekskluzywnych kosmetyków. Jest jasna, przestronna (jak na swoje gabaryty) i pachnie nowością, a nie, jak wcześniej, "starą rurą".
Salon: od parkietu z historią do tafli lodu (no, prawie)
Salon to inna bajka. Tam zamiast kucia było cyklinowanie i malowanie. Przy cyklinowaniu zawsze czujemy się trochę jak archeolodzy. Zdejmujemy warstwę po warstwie i odkrywamy, co działo się z podłogą przez lata. Po pierwszych przejazdach maszyny, spod zniszczonego lakieru wyłoniło się piękne, lite drewno. Takie, co to aż prosi się o to, żeby po nim tańczyć walca (albo, w przypadku naszych klientów, oglądać Netflixa w kapciach).
A potem malowanie! Kolor został wybrany chyba w trybie "last minute", ale wyszedł fantastycznie. Ściany zyskały świeżość, a salon optycznie się powiększył. Teraz, kiedy słońce wpada przez okno, podłoga lśni jak tafla lodu, a ściany aż zapraszają do zawieszenia nowych obrazów (albo pamiątkowych zdjęć z remontu, co?).
Morał z tej historii jest prosty:
Jeśli szukacie ekipy, która nie tylko potrafi remontować, ale też rozumie, że remont to też trochę terapia dla klienta (i dla nas, kiedy już skończymy), to dobrze trafiliście. My po prostu lubimy to, co robimy, a jeszcze bardziej lubimy zadowolonych klientów. A jeśli przy okazji możemy rozładować atmosferę lekkim żartem, to już w ogóle jest sukces.
Tak więc, Bieniewice podbite! Czekamy na kolejne wyzwania i nowe adresy w okolicach Błonia i nie tylko. Bo wieść o dobrej ekipie niesie się szybko, a my jesteśmy na to gotowi (i mamy jeszcze trochę worków z gładzią w zapasie!).